Pani Sara kupiła kilka damskich ubrań. Przyznaje, że zachęciły ją, jak to określa, "śmieszne ceny" - za 100 zł miała dostać pięć bluzek, pięć sukienek i zegarek. Obiecano jej jeszcze gratis dwa dodatkowe zegarki. Nasza czytelniczka złożyła zamówienie w sklepie 11 lipca. Później dostawała e-maile: o rejestracji na stronie, o zaksięgowaniu wpłaty, o terminie wysyłki, o kompletowaniu zamówienia. Pierwszy znak ostrzegawczy pojawił się 31 lipca. Dostała wiadomość o przekształceniu witryny. W miejsce "modimoda.pl" powstało "modi4moda.com". W treści e-maila informacja o letnich wyprzedażach i zapowiedź otwarcia sklepu stacjonarnego w Warszawie. Panią Sarę niepokoił także czas realizacji zamówienia. Dodatkowo na nowej witrynie nie działały login i hasło z poprzedniej. Zaczęła więc wysyłać e-maile, w których domagała się zwrotu gotówki. Żadnej odpowiedzi już jednak nie dostała.
- Każdy klient sobie jakoś to uzasadni. A bo czas oczekiwania dłuższy, a bo sklep z małej miejscowości, więc nie płaci wiele za czynsz - mówi w rozmowie z money.pl policjant, który zajmuje się walką z cyberprzestępczością.
Oszukana internautka nie zwróciła też uwagi na proponowaną formę wysyłki i płatności. Jedyną opcją do wyboru był kurier i przelew bankowy. Bez możliwości wysyłki za pobraniem. Bez możliwości płatności kartą (taką transakcję w razie potrzeby można unieważnić).
- Kiedyś kupowanie w internecie było po prostu przemyślane. Ludzie sobie nie ufali. Wybierali przesyłkę za pobraniem i płacili listonoszowi. Owszem, można było w ten sposób komuś wcisnąć cegłę, ale jednak trzeba było pojawić się na poczcie, nadać przesyłkę. Zostawało sporo śladów, policja miała za co się złapać - tłumaczy funkcjonariusz.
- Kupowanie w sieci nam spowszedniało. Kupujemy tam codziennie i wszystko. Straciliśmy instynkt. A przestępcy to wykorzystują - tłumaczy funkcjonariusz.